piątek, 26 sierpnia 2016

Ballada o starości

Pierwszego siwego włosa wyrwałam pęstą kilka lat temu. Żeby uniknąć zmarszczek musiałabym przestać się uśmiechać. Nie ja jedna. Boimy się upływu czasu. Przerażają nas te zmarszczki i bruzdy, te siwe włosy, przykrótki oddech i spadające libido. Dałyśmy sobie wmówić, że tylko młodość jest piękna. Że tylko młodzi, szczupli, bogaci, modnie ubrani, oczytani, uzdolnieni ludzie na wysokich stanowiskach mają prawo do szczęścia. Można próbować uciec przed nieubłagalnym działaniem czasu, szukać ratunku w botoxie i operacjach plastycznych - wszystko do czasu, bo przed Nim akurat nikomu jeszcze nie udało się uciec. Na szczęście żyjemy w epoce, w której konwenanse społeczne poluzowały uchwyt szponów, w kraju, gdzie nikt nikogo specjalnie nie ocenia i nie wyszydza. Moda w Ameryce Północnej jest mniej restrykcyjna niż w Europie, tu bardziej liczy się codzienna wygoda. Wygrywamy, gdy nie pozwolimy sobie zapomnieć o tym, że wygodny nie musi być jednoznaczy z byle jakim i niemodnym. Gdy przestaniemy sobie ciągle zadawać pytanie, czy wypada... Wiek?  Nie ma i nie powinien mieć z tym nic wspólnego. Te panie wiedzą o tym bardzo dobrze:



























Może i niektóre z tych rozwiazań są ekstrawaganckie, ale przecież o to chodzi, żeby modą się bawić, żeby czerpać z różnorodności krojów, tkanin, kolorów i wzorów. Liczy się styl, wyobraźnia i dobre samopoczucie, a nie metryka i zasobność kieszeni.

Jeśli kupiłaś sobie kiedyś tam nową kieckę i ta kiecka do dziś wisi w szafie z nieoderwaną metką, jeśli trzymasz w szufladzie nigdy jeszcze nienoszoną, piękną, seksowną bieliznę, albo nie pamiętasz, jakie buty skrywają pudła w szafie - najwyższy czas coś zmienić. Czekanie na "odpowiednią okazję" nie ma sensu. Ta okazja jest teraz. Dziś. Innej, lepszej, bardziej stosownej, może nigdy nie być. Dziś w końcu, pierwszy raz, włożyłam bluzkę, którą kupiłam kilka miesięcy temu. Chyba zmusiła mnie do tego podświadomość, bo obiecałam sobie oddać z końcem lata wszystkie ciuchy, których ani raz nie miałam na sobie, do second-handu :-).

Niby nie szata zdobi człowieka, ale wiemy wszystkie, że to pierwsze wrażenie zawsze robi się wyglądem, że strój to afirmacja naszej postawy, oczekiwań, fantazji, aspiracji, ambicji i charakteru. Nie pójdziesz na rozmowę kwalifikacyjną w dresie, na bal sylwestrowy w dżinsach ani na grzyby w szpilkach. Bo choć te konwenanse społecznie nie są już tak restrykcyjne, jak dawniej, wciąż w pewnej formie, w niektórych sytuacjach - obowiązują.

Nie wiem jak znosicie tegoroczne upały, ale ja z wytęsknieniem czekam na rześkie, mgliste, jesienne poranki. Na Indian Summer, przebarwiające się klony, nawet na zimne podmuchy wiatru, zwiastujące długą zimą. W 5th Avenue Fashion with Passion czeka już na was jesienna kolekcja ciepłych, wełnianych, miekkich swetrów, zamszowe sukienki i narzuty oraz super nowoczesne kufajki, kurtki i płaszcze od polskich producentów. Na pewno znajdziecie też u nas eleganckie kreacje na wszelkie jesienne imprezy (no... może poza Halloween :-), koncerty, spektakle teatralne, Thanksgiving czy Andrzejki. Wpadnijcie!

wtorek, 26 lipca 2016

Metamorfoza Ani Krawczyk

No i nadszedł w końcu dzień pierwszej, wyczekiwanej Metamorfozy, o której pisałyśmy w czerwcu. „New YOU with 5th Avenue”. Jak pamiętacie zasady były proste - obok standardowej promocji imprezy na swoich profilach i zgody na późniejszą publikację zdjęć, każda kandydatka miała dowolną drogą (wpis na Facebook, e-mail, sms, rozmowa telefoniczna lub bezpośrednia) przekonać Jolę dlaczego to właśnie ona powinna zostać wybrana. Nagrodę stanowił pakiet wartości tysiąca dolarów, w skład którego weszły: stylizacja i wybrane ubrania z 5th Avenue, makijaż, fryzura oraz profesjonalna sesja zdjęciowa. Początkowe reakcje były nieśmiałe, ale że każda z nas lubi ładnie, kobieco wyglądać, do końca czerwca napłynęło czterdzieści osiem zgłoszeń. I Jola stanęła przed dylematem – kogo wybrać?

Szukałam historii, która mnie poruszy. Kiedy czytałam list Ani, popłakałam się ze wzruszenia. Od razu wiedziałam, że jest idealną kandydatką­ – Jola próbuje ogarnąć kolorowy bałagan, który powstał na zapleczu podczas Metamorfozy. Ania, uśmiechnięta i szczęśliwa, w nowej, soczyście zielonej tunice, w pięknym makijażu, zbiera swoje rzeczy i wraca do domu. Idziemy z dziećmi do znajomych na basen – mówi – pewnie cały makeup mi się rozmaże.

Co ją skłoniło, żeby się zgłosić? Chyba chciałam znów być taka, jak kiedyś, wtedy, gdy lubiłam się dobrze ubrać, atrakcyjnie wyglądać. Choroba mojej córki bardzo mnie zmieniła, większość czasu spędzałam w szpitalach, to jak wyglądam przestało  mieć dla mnie znaczenie. Kiedy moja Maja wyzdrowiała, poczułam, że powinnam znów o siebie zadbać, pokazać jej, że mama wciąż chce atrakcyjnie wyglądać. Pierwszy raz do 5th Avenue przyszłyśmy razem, przekonałam się jak fajne ciuchy mogę tu znaleźć  i wtedy moja mała powiedziała coś, co stało się dla mnie inspiracją: popatrz Mamuś jakie ładne rzeczy, ty też możesz tak ładnie wyglądać.  Miałam trochę obiekcji, ale wygrała ciekawość i zgłosiłam się na casting. Chciałam, żeby moja córka zobaczyła inną mamę.  

Nigdy nie miała nic wspólnego z modelingiem. Na co dzień ubiera się na sportowo. Jest zabieganą mamą dwójki dzieci. Nigdy wcześniej nie miała profesjonalnej sesji zdjęciowej. Spóźnia się kilka minut, bo zatrzymują ją domowe obowiązki. Lekko speszona, przyznaje, że kiepsko spała i trochę się tym wszystkim denerwuje. Najpierw Kasia zabiera się za fryzurę. Ania włosy na krótkie, bo tak wygodniej, ale wystarczy zręczna ręka, trochę lakieru i szczotka do modelowania włosów i już widać pierwsze zmiany. Anida otwiera swój kufer wizażystki pełen pudełeczek, puzderek i tubek z upiększającymi kosmetykami, zaczyna makijaż, nie mogąc się nadziwić, że Ania ma tak ładne, długie i gęste, naturalne rzęsy. Stylizacje zostały wybrane kilka dni wcześniej, wszystko wisi przygotowane na wieszakach. Większość ciuchów trafi do szafy Ani, jako obiecana część nagrody. Do akcji wkracza Iza, ale zanim zacznie się sesja zdjęciowa, trzeba trochę przemeblować butik. Dekoracyjne fotografie nawiązujące do świata mody i elegancji znikają ze ściany, tylne światła zostają wygaszone. Ania przebiera się w kolejne kreacje, Iza ustawia się w różnych pozach, strzela foty, Jola co rusz donosi a to apaszkę, a to torebkę, a to jakiś wisior czy naszyjnik. Powoli trema ustępuje figlarności, powoli pewność siebie wypiera zmieszanie. Powstaje magiczny mikrokosmos kobiecości, niepowtarzalna atmosfera, którą wyczarować potrafią tylko dziewczyny – kiedy nikt nie podgląda, nie podsłuchuje, nie próbuje oceniać i ingerować. Jest kawa, croissanty, są rozmowy o dzieciach, partnerach, ciuchach i planach na resztę lata.

Fantastyczne doświadczenie – przyznaje Ania, gdy emocje trochę opadają. Spojrzałam na siebie inaczej, znalazłam nową inspirację. Nigdy nie ubieram szpilek, elegancja została gdzieś w Polsce. Tu nikt nikogo nie ocenia, stawia się raczej na wygodę niż modny wygląd. Wiadomo, że ciało po ciążach się zmienia, czasem ciężko pozbyć się zbędnych kilogramów, ale przecież każda kobieta, także ta w plus size, może ładnie wyglądać. Jola ma dużo świetnych rzeczy w większych rozmiarach. Cieszę się, że się zgłosiłam.

Kolejne Metamorfozy w kwartalnym cyklu! Będą też i inne konkursy i nowe wyzwania. Informacji szukajcie na Facebook -  FashiowithpassionGTA.








piątek, 8 lipca 2016

Pieniądze szczęścia nie dają. Do­piero... zakupy!

                    Tak jak facetów kręcą szybkie samochody i piłka nożna, tak nas, kobiety, kręcą buty i torebki. Oczywiście zdarzają się wyjątki od reguły, kiedy to kobietę kręci piłka nożna, a faceta buty, na szczęście jednak zdarzają się rzadko i reguła pozostaje regułą :-).  Kobieca torebka to swoisty mikrokosmos, który ciężko ogarnąć . W dzisiejszych czasach to już nie tylko ładny, praktyczny dodatek, który pomieścić może wszystkie absolutnie niezbędne do codziennej egzystencji przedmioty (jak szminka, chusteczki higieniczne, lusterko, stare bilety tramwajowe, pół paczki migdałów, klucze, dokumenty, kilka kamieni z ostatniego spaceru nad jeziorem i wszystko to, co statystycznie daje nam wagę 2.5 kg). Dla wielu kobiet torebka to wyznacznik statusu społecznego. Tak jak dla faceta dobry samochód.

                    
                    Przeciętna kobieta posiada sześć różnych torebek.  Przeciętna, bo prawdziwe kolekcjonerki mają ich po kilkaset. Prym wiodą oczywiście celebrytki, rozsmakowane w torebkach zaprojektowanych przez modowych bogów. Hermes, Louis Vuitton, Prada, Fendi, Dior, Chanel, Cloe, Gucci, Ferragamo, Bottega, Givenchy, Marc Jacobs, Yves Saint Laurent, Coach, Kate Spade, Michael Kors czy Paco Rabanne to nazwiska, które u torebkoholiczek wywołują przyspieszone bicie serca i rumieniec podniecenia.  Jedną z największych maniaczek  jest niewątpliwie Victoria Beckham, która na torebki Hermes Birkin (ma ich ponad setkę) wydała półtora miliona funtów. Tego samego designera uwielbia Lady Gaga, Katie Holmes i Julia Roberts. Francuski Hermès, który jako pierwsza firma na świecie wypuścił na rynek w 1923 torebki z zamkiem błyskawicznym, kusi najbogatsze klientki strusią, cielęcą, jaszczurzą i krokodylą skórą, złoconymi okuciami, diamentami, a także ręcznym, niezwykle precyzyjnym, artystycznym wykonaniem. To jedne z najdroższych torebek dostępnych na rynku. Za cenę takiego modelu kupić można mały samochód. Miranda Kerr uwielbia Pradę, Beyonce gustuje w projektach Gucci i Louis Vuitton, a Rihanna wspiera Chanel, Lanvin i Stellę McCartney. Dla producentów i projektantów to bezcenna promocja i reklama. Na brytyjskim eBayu używane cudeńka Birkins można kupić już od 10,000 funtów (prawie 17,000CAD), a dla desperatek stworzono stronę bagborroworsteal.com, gdzie można sobie taką markową torebkę pożyczyć na miesiąc za cztery stówy.

                   
                   Skąd się wzięło to całe szaleństwo? Torebki stanowią istotny element naszej codzienności od czasów, w których ludzie mieli coś do noszenia, czyli w zasadzie od zawsze. Dwie ręce to za mało (o czym wszystkie, dobrze wiemy, ileż to razy przydałaby się nam trzecia...) – torby, worki, mieszki, podróżne tobołki czy sakiewki noszone przy pasku znacznie ułatwiały transport już w starożytnym Egipcie, o czym świadczą naścienne hieroglify. Już wtedy wysadzane klejnotami woreczki świadczyły o statusie społecznym właściciela. Co ciekawe pierwsze torebki noszone były przez mężczyzn (zawierały zazwyczaj monety), głównie dlatego, że ubrania nie miały wtedy jeszcze kieszeni ;-)... Najstarsza torebka należy do mumii znalezionej we włoskich Alpach w 1991. Otzi the Iceman ponad 5 tysięcy lat temu nosił przy sobie krzemień, proste wiertło, szydło i suszone grzyby. W średniowieczu torby były atrybutem wędrownych artystów, włóczęgów i żebraków. W wersji bardziej wyszukanej, ornamentalnej, pojawiały się w wyższych sferach arystokratycznych i na dworach królewskich.  


                    W XVI wieku torby zyskały na popularności, a w kolejnym stuleciu można już dopatrzyć się pierwszych trendów i mód, o których decydowała różnorodność kształtów, rozmiarów, haftów i aplikacji. Kobiety XVIII wieku miały już w swoich garderobach po kilka torebek na różne okazje, w których głównie nosiły róż, puder, perfumy i sole trzeźwiące; późniejsze, bardziej eleganckie modele miały specjalne kieszonki na, używane w teatrze i operze, okulary oraz wachlarze. Wiele torebek, które powstały w tamtych czasach, to dziś prawdziwe dzieła sztuki vintage, unikatowe perełki trzymane w muzealnych gablotach i prywatnych kolekcjach. Boom nastąpił w latach ’20 ubiegłego wieku, kiedy w modzie wybuchła prawdziwa rewolucja. Zaczęto odchodzić od zasady, w której torebka musi być idealnie kolorystycznie dopasowana do stroju i butów, wkradła się awangarda, a działania wojenne pochłonęły zapasy skór i metalu, zmuszając projektantów do szukania alternatywnych surowców takich jak plastik i drewno.






                    Pomimo tego, iż 22% kobiet przyznaje, że gdyby mogły kupić jedną  naprawdę kosztowną rzecz byłaby to torebka, magia torebki nie ogranicza się jedynie do nazwiska projektanta. Istotne jest jak ją nosimy, a przede wszystkim - co w niej nosimy, bo to zapewnia jej indywidualny, personalny, unikatowy charakter. Damska torebka to skarbiec, w którym nikt poza samą właścicielką nie ma prawa grzebać.  I nie jest prawdą, że im większa, tym trudniej w niej coś znaleźć... znam dziewczyny, które w najbardziej przepastnych torbach bez problemu znajdują to, czego akurat potrzebują. A z drugiej strony... której z Was nigdy nie zdarzyło się wysypać całej zawartości na stół w poszukiwaniu spinacza do papieru, dwudziestopięciocentówki albo błyszczyka? Mówią, że pierwszą rzeczą, którą Adam kupił Ewie po ich ucieczce z raju była właśnie torebka... W ten sposób na wieki zemścił się za jabłko. Istnieje nawet gałąź nauki nazwana „bagology”, a psychologowie twierdzą, że to jak i co nosimy w torebkach mówi bardzo dużo o naszych przyzwyczajeniach i charakterach. Fajnym trendem jest też, stojące w opozycji do markowych designerów, rękodzielnictwo. Powszechna dostępność wszelkich materiałów, wykrojów, książek i czasopism z instrukcjami, pozwala rozpuścić wodze fantazji i tworzyć według własnego gustu i potrzeb.  Tylko czasu często brak...


Wpadnijcie do 5th Avenue – obok ciuchów i biżuterii mamy też dla Was szeroką gamę dużych, eleganckich toreb. W sam raz na lato! 






środa, 22 czerwca 2016

Metamorfoza

Istnieje w naszym współczesnym świecie ogromna presja społeczna, żeby zachować jak najdłużej młodość i nieskazitelne piękno. Z okładek magazynów epatują przerobione i popoprawiane w Photoshopie celebrytki. W erze cyfryzacji wybielić, wyszczuplić, wydłużyć szyję, wysmuklić nogi, odmłodzić, wyretuszować, naprawić. Niby mamy tego świadomość, niby wiemy do czego zdolni są graficy komputerowi, a jednak wciąż łapiemy się w tę samą pułapkę.




Każdego dnia atakują nas z reklam i billboardów nowe kremy przeciwzmarszczkowe, preparaty na odchudzanie satysfakcja gwarantowana, a pierwszy siwy włos na głowie wywołuje atak paniki. Mamy być perfekcyjne, chude jak paryskie modelki, zawsze wystrzałowo ubrane, umalowane, zadowolone, na wysoki połysk. A natury nie da się oszukać. Czas z każdym robi swoje i każdy wiek ma swoje prawa. Poza tym sztuka tkwi nie w tym, by gonić niedoścignione (bo nieprawdziwe przecież) ideały z gazet i wybiegów, a w tym, by polubić samą siebie, znaleźć swój styl, w którym będziesz czuć się komfortowo, kobieco i pięknie.

Metamorfoza czyli przeobrażenie, to termin pochodzenia greckiego. Zmiana dotyczyć może wyglądu, charakteru, w literaturze dotyka bardziej sposobu myślenia i postępowania. Motyw metamorfozy spotykany jest od mitologii  (chociażby nimfa Danae zmieniająca się w drzewo laurowe) po współczesną kulturę masową (superbohaterowie, wilkołaki czy wampiry). Przejście z poczwarki w motyla jest jedną z najbardziej poetyckich i pięknych przemian, bo dowodzi, że nawet z nieciekawej, szaroburej larwy, któregoś dnia może wyfrunąć delikatne, urocze, ażurowe stworzenie.  

Choć często boimy się zmian, to nie da się zaprzeczyć porzekadłu, że kobieta zmienną jest. Zmiany są dobre, a poszukiwania własnego stylu czasami uciążliwe. Która z nas nie chciałaby pogadać z jakąś fajną stylistką? Taką, co to raz rzuci okiem i już wie, w czym będzie nam ładnie. Nie każda z nas, choć przecież znamy swoje figury lepiej niż ktokolwiek inny, zwraca uwagę na proporcje, często niefortunnie dobieramy kolory, dodatki, albo tkwimy w przyzwyczajeniu do jednej i tej samej fryzury od lat, bo wygodna i taka „bezpieczna”. A make-up? Szczerze... kto Was uczył  jak się malować? No właśnie... większość z nas uczyła się sama podglądając najpierw mamę, potem zdjęcia w kolorowych magazynach, a w końcu filmiki na YouTube. A wizaż przecież jest sam w sobie zawodem, profesją, której uczą w szkołach... Jest kilka trików, jest paleta kolorów odpowiednia dla naszego fototypu. Nie wszystkim dobrze w makijażu typu smokey eyes, niestety. Czasem patrzymy na siebie i coś byśmy chciały zmienić, odświeżyć, jakoś się przeobrazić, ale brakuje nam pomysłu, jak się do tego zabrać.

Mamy dla Was wyjątkową propozycję. Już w lipcu zaczynamy cykl metamorfoz „New YOU with 5th Avenue”. Casting trwa, a zgłoszenia przyjmujemy do 30 czerwca. W każdej edycji metamorfoz wytypowana zostanie jedna z Was. Warunkiem nie jest sylwetka Kate Moss, nie szukamy top modelki. Szukamy Ciebie, dziewczyny otwartej na zmianę, na przeobrażenie. W ramach wygranej dobierzemy stylizację do Twojego typu sylwetki, profesjonalny wizażysta wykona makijaż odpowiedni dla Twojego typu urody, fryzjer zadba o Twoje włosy, a kiedy przejdziesz już swoją metamorfozę – dzieła dokończy sesja zdjęciowa. Jest jednak jeden warunek. Aby wygrać, musisz nas przekonać, dlaczego akurat Ciebie powinnyśmy wybrać. Masz do dyspozycji Facebook, smsy lub rozmowę telefoniczną i w zasadzie niewiele czasu, bo raptem został Ci tydzień.

Dokładne zasady konkursu i nasze dane kontaktowe znajdziesz TUTAJ.

Zapraszamy do zabawy. Niech tego lata uwolni się z Ciebie motyl!

wtorek, 14 czerwca 2016

Jak jedwab...

Jedna z moich znajomych zwykła mawiać, że woli największe mrozy niż tropikalnych upałów, bo zimą zawsze może coś na siebie dodatkowego włożyć, a latem już się bardziej nie rozbierze. Zanim jednak zatęsknimy do chłodów – trzeba się przygotować na gorące, ontaryjskie dni, po wieczór wypełnione słynnym „humidem”.  Same wiecie, że nic nie sprawdza się lepiej niż naturalne, lekkie, przewiewne tkaniny. Jak jedwab...

W zasadzie jedwab, jedno z najbardziej ekskluzywnych włókien na świecie, to czyste białko. Jest od lat niekwestionowanym symbolem elegancji i dobrego stylu, w wiosenno-letnich kolekcjach największych projektantów pojawia się niemal każdego roku, w różnych formach, kolorach i krojach. Zastosowanie znajduje w tkaninach sukienkowych, wizytowych, dekoracyjnych i bieliźnianych, szyje się z niego seksowne koszule nocne,  pościele, krawaty i apaszki, wykorzystuje do produkcji parasoli, spadochronów, naciągów rakiet tenisowych, kosmetyków upiększających, sztucznych kwiatów, dywanów, tapet i nici (także chirurgicznych). Jedną z największych zalet jedwabiu jest jego zdolność do termoregulacji. W dotyku jest przyjemnie chłodny, oddycha, a zarazem utrzymuje naturalne ciepło, dzięki czemu skóra się nie poci. Podobnie jak wełna potrafi, bez stwarzania wrażenia wilgoci, przyjąć ilość pary wodnej odpowiadającej 1/3 masy własnej, jest więc higroskopijny. Szybko schnie. Chroni pochłaniając szkodliwe promienie ultrafioletowe. Nie elektryzuje się i odstrasza owady. Zaletą są też jego właściwości hipoalergiczne – nie uczula, dla skóry wrażliwej jest delikatną pieszczotą. Silne, sprężyste włókno nie ulega gnieceniu i odkształceniom, a przy odpowiedniej pielęgnacji zachowuje piękno i połysk nawet przez 20 lat. Włókno jedwabne jest tak wytrzymałe, jak włókno stalowe tej samej grubości. Niedawne badania wykazały, że szesnaście warstw jedwabiu potrafi zatrzymać kulę pistoletu. Powstaje dzięki larwom jedwabnika morwowego (Bombyx mori) lub dębowego (Atheraea pernyi).
            Według starej chińskiej legendy tajemnicę produkcji jedwabiu odkryła przypadkiem żona mitycznego władcy i protoplasty Chińczyków Huang Di, nazywanego Żółtym Cesarzem. Huang Di rządził dwa i pół tysiąca lat przed naszą erą i uważany był za wynalazcę pisma, kompasu, koła garncarskiego, kalendarza, a także pioniera w dziedzinach astronomii, matematyki i medycyny. Pewnego dnia cesarz poprosił swoją żonę, by poszła na spacer w pałacowe ogrody i sprawdziła jaki to szkodnik niszczy morwowe drzewa. Cesarzowa Xi Lingshi znalazła na morwach żerujące białe larwy, przędące białe kokony. Jeden z kokonów wpadł jej do gorącej herbaty, a wtedy odkryła, że można z niego wysnuć delikatną jak mgiełka nić.
Według archeologów najstarszy, znaleziony w Chinach, kawałek jedwabiu powstał 3600 lat p.n.e.  Przez stulecia tkanina dopuszczona była jednak wyłącznie na dworach cesarskich, jako symbol najwyższego statusu społecznego. Na jedwabiu zbudowano starożytną gospodarkę Chin; jego produkcja była pilnie strzeżoną tajemnicą – za jej zdradę groziły tortury, a nawet i kara śmierci. Nie bez powodu powstał przecież słynny Jedwabny Szlak –  ciągnący się przez 12 tysięcy kilometrów, najważniejszy trakt handlowy łączący Państwo Środka z Europą i Bliskim Wschodem. Do dziś Chiny są największym potentatem produkcji jedwabiu – wytwarzają 70% światowej produkcji. Liczącymi się wytwórcami są też Indie, Uzbekistan, Brazylia, Iran, Wietnam, Tajlandia i Japonia.


             Jedwabnik morwowy nie występuje w naturze – jest kremowobiałą ćmą z rodziny prządkowatych, jedynym ze 150 tys. gatunków motyli, który został udomowiony przez człowieka. Do produkcji kilograma czystego jedwabiu potrzeba 6 kg kokonów, wyprodukowanych przez 4 tys. gąsienic, które w międzyczasie pochłoną 170 kg liści morwy. Z jednego kokonu wysnuć można nić o długości 1,5 do 3 kilometrów! Przemysł jedwabny budzi sporo kontrowersji w świecie wegan, a PETA (organizacja działająca na rzecz etycznego traktowania zwierząt) prowadzi kampanię na rzecz zaprzestania produkcji jedwabiu. Kontrowersje budzi proces wytwórczy –larwy  jedwabnika przez miesiąc żywią się liśćmi morwy, a masa ich ciała zwiększa się 10 tys razy. Po czwartym linieniu zaczynają owijać się w jedwabisty kokon. Aby uzyskać pełnowartościową jedwabną nić nie można dopuścić, by z przepoczwarzony motyl wylągł się z kokonu i go uszkodził, stąd kokony moczy się we wrzątku zmiękczając włókna, ale jednocześnie zabijając gąsienicę w oprzędach. Sztuczny jedwab to już nie to samo, ten prawdziwy wciąż jest jedną z najbardziej pożądanych i ulubionych przez kobiety na całym świecie tkanin.

             W sezonie wiosna-lato 2016 jedwabie pojawiały się na wybiegach w formie luźnych szat w kolekcjach Givenchy,  Calvin Klein, Soni Rykiel, Thakoon czy Public School, w związku z tegorocznym wielkim powrotem tkaniny w (jakże pięknej i powabnej) bieliźnie nocnej. Dla internautek powstał nawet specjalny hashtag #robelife. W 5th Avenue Fassion with Passion czekają na Was przepiękne jedwabie włoskie – zwiewne, pastelowe sukienki, tuniki, bluzki i topy. Nowości co tydzień. A i nie zapominajcie o naszym hashtag #5thavenuefashionwithpassion. Show us how you wear it!